Ogólnie uważa się, że jeśli w towarzystwie opowiada się dowcipy, to nie ma o czym rozmawiać i czas do domu. Z drugiej strony – dobry żart potrafi rozładować atmosferę, przełamać bariery i pozwala nawiązać sympatyczne znajomości. Humor pomaga we flircie, w handlu, na wakacjach, a nawet w urzędzie. Tyle, że trzeba umieć żartować.
Stare powiedzenie głosi – śmiech to zdrowie. Inni mawiają: lepiej żartować, niż chorować.
Dusza towarzystwa
Zastanówmy się chwilę nad rolą żartów i dowcipów w towarzystwie. Bo czy w ogóle możliwe jest udane spotkanie towarzyskie bez humoru? Nawet w smutnych, poważnych i formalnych sytuacjach śmiech jest potrzebny – rozładowuje niemożliwą czasem do zniesienia atmosferę, godzi ludzi i wprowadza świeżość. Jeszcze bardziej liczy się humor w sytuacjach, które z definicji są radosne i takie właśnie mają być. Poza tym – dobry dowcip i osoba go opowiadająca integruje towarzystwo, przełamuje bariery, przekazuje dobrą energię innym, a czasem po prostu chce przez chwilę być gwiazdą. I niech nią będzie, o ile naprawdę dobrze jej wychodzi rozweselanie innych.
Wyższa szkoła smakowania
By humor i żart miały spełnić swoją rolę – a jest to rola taka, jak odpowiedniej przyprawy w dobrej potrawie – trzeba stosować ją umiejętnie, czyli z wyczuciem i smakiem. To prawdziwa sztuka. Tak, jak w kuchni możemy odnaleźć wykwintną zupę zrobioną z najlepszych składników, albo jakiś gotowy proszek rozpuszczony w wodzie w mnóstwem soli i chemii, tak i dowcip może być albo dobry, albo niestrawny. To wiedza i wyczucie smaku kucharza lub potrzeby konsumenta decydują, co zjemy. Ale pamiętajmy zasadę dobrej kuchni i przekładajmy ją na dowcipy: dopiero specjalnie dobrana i wyjątkowa przyprawa naprawdę uczyni z potrawy dzieło sztuki. Bo jeśli w czymś przesadzimy, zastosujemy nieumiejętnie – zepsujemy całe danie i nikt się nią nie zachwyci.
W opowiadaniu dowcipów sprawdza się to tak samo. Dlatego dowcipy – tę specjalną przyprawę w zupie codziennego życia towarzyskiego – stosujmy mądrze. Nie chodzi o to, by wyłączyć spontaniczność, jest ona konieczna! Ważne jest to, by z nią nie przesadzić i nie dać złego świadectwa na temat własnego smaku (czytaj: kiepskiego poziomu i stylu). „Powiedz mi, co cię śmieszy, a powiem ci, kim jesteś” – to też warta rozwagi mądrość. I choć w każdym towarzystwie obowiązują specyficzne reguły – czasem są bardziej, a czasem mniej liberalne – zawsze warto dostrzegać, a nawet wyczuwać, co, jak, ile, komu i kiedy można powiedzieć w miejscu, czasie i wśród ludzi, z którymi właśnie przebywamy.
Nie chcemy w tym miejscu uczyć nikogo opowiadania dowcipów. Chcemy tylko uczulić na pewne sprawy, które – jak wskazuje doświadczenie – bywają ważne. W wolnej chwili warto je przemyśleć, by uniknąć towarzyskiej kompromitacji i być prawdziwymi „smakoszami dowcipu”.
Nie czyń drugiemu…
Najważniejsze jest, by nikogo dowcipem nie urazić. Dowcip ma śmieszyć i bawić, a nie ranić, poniżać, czy szydzić z innych (nie chodzi tu oczywiście o zabawne i niegroźne ironizowanie). Ale uwaga: to, co „przejdzie” w jednym miejscu i uczyni z nas towarzyską gwiazdę, w innym może nas zdyskwalifikować. Podstawą jest wyczucie sytuacji. Ot, jak mówi stare przysłowie – w domu powieszonego nie mówi się o sznurze. Przykłady można mnożyć: dowcipy wojenno-obozowe, medyczne, kościelne – każdy ocenia je według własnych zasad i poglądów, ale innych mogą autentycznie dotknąć, urazić i zrazić. Unikajmy zatem takich wątpliwych i ryzykownych żartów, zwłaszcza w świeżo poznanym towarzystwie.
Intuicja i sztuka
I ponownie kłania się twarda reguła: liczy się wyczucie. Poza tym trzeba uważać, by bardzo inteligentna blondynka (na szczęście są takie!) nie opowiedziała w ramach riposty dowcipu o mężczyznach mądrych inaczej, bo i takich dowcipów nie brak. Wtedy narażamy się na intelektualny knock out, kłopoty towarzyskie (ot, choćby stanie się obiektem żartów i kpin) i to ze strony, z której najmniej się tego spodziewamy. To boli podwójnie. A miało być tak śmiesznie…
Opowiadanie dowcipów jest też sztuką dobrego aktorstwa – dowcip, choć przeważnie krótki, jest jednak historią, akcją, dramatem, strukturą narracyjną i to wszystko trzeba dobrze przedstawić. Ma w sobie treść, emocje, zaskoczenie, pointę – niczym teatralny spektakl. Bo takim w sumie jest – monodramem. Dlatego odklepany mechanicznie, w jednym tempie jest po prostu martwy i nudny. Nadajmy tej treści życie, akcentujmy ważne momenty intonacją głosu, pauzą, wstrzymanym oddechem, nawet całym ciałem – jeśli umiemy i mamy odwagę na taką ekspresję. To pozwala innym (ale i nam) lepiej zrozumieć i przeżyć dowcip, a o to tu chodzi. Obserwujmy reakcje naszej publiczności i zwracajmy uwagę, czy rzeczywiście jesteśmy zabawni, czy raczej żałośni. Miejmy świadomość, że opowiadanie dowcipów to naprawdę sztuka i wymaga talentu. Stwierdzenie, że dowcip to przyprawa, implikuje ważny wniosek: trzeba używać tej przyprawy w sensownych proporcjach, co po raz kolejny przypomina zasadę, by mieć i trenować wyczucie sytuacji. W pewnym momencie może po prostu być czegoś za dużo, a żadna sytuacja towarzyska nie lubi monotonii, nawet jeśli jest nią tak miła rzecz, jak dowcipkowanie.
Na koniec najważniejsza być może sprawa: prawdziwe poczucie humoru to także umiejętność śmiania się z samego siebie. Świadczy o dystansie wobec siebie i klasie osoby, która to potrafi. Nie jest dobrze, kiedy śmiejemy się z innych, a samych siebie traktujemy ze śmiertelną powagą osoby nietykalnej – wcale nie stajemy się przez to poważniejsi, godni szacunku. Wręcz przeciwnie. Psychologowie mówią, że poczucie komizmu to zrozumienie, wyczucie i śmianie się z dowcipów, a poczucie humoru to dystans do samego siebie i umiejętność śmiania się z siebie samych. Ważne jest i jedno, i drugie.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.